środa, 9 października 2013

o pomoc zwracam się gdy tonąc zabrakło mi już tlenu.

Czego ja się spodziewałam, że powiem że daje sobie spokoj i bedzie tak cudownie, On zniknie, rzeczy po nim..Rysunek, cytaty, zdjęcie, książka.. i mnóstwo innych rzeczy które mnie otaczają, każdego dnia, pies o imieniu "Patryk".  To było by zbyt proste, zbyt piękne...
W momencie w którym myśle sobie że dam samej sobie szanse na coś nowego i dokonuje tej decyzji, On się pojawia.. i mnie obwinia.. To chore.. to moja wina że traktuje naszą znajomość jako "obowiązek" phi... nie rozumiem jak tak wogole można. To kim dla niego jestem/byłam.. Osoba do której może się odezwać jak ma na to ochote.. spotkać się z nudów.. tak się czuje, czuje że byłam marnym dodatkiem do jego rzeczywistości a gdy zabrakło tam dla mnie miejsca to po prostu musiał się mnie jakoś pozbyć.. no i to zrobił, Trzeba przyznać skutecznie. W ogole nie dostrzega w Tym swojej winy.. Czy ten człowiek ma wogole serce? Uważa ze nasza relacja poszłą za daleko..bo co, bo przekroczyliśmy jego magiczną granice, wogole była jakaś granica? Bo chyba ja jej nie znam, nigdy go nie zmuszałam do niczego i nie mam zamiaru zmuszać..
Dziwnie się czuje, mam wrażenie że stał się dla mnie całkiem  obcą osobą, chociaż miałam wrażenie że dobrze go znam...

A teraz jesteśmy szczęśliwi prawda? Bez siebie. Cholernie szczęśliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz