Żyje w takim zagubieniu z którym chyba sama sobie przestaje radzić.. ale paradoks.. nikogo do tego nie dopuszczam..troche z leku a troche tak po prostu..
Jak to jest.. że osoba za którą tesknimy.. przestaje w pewnym momencie wywoływac jakie kolwiek emocje.. ze osoba która wydawała nam się najważniejsza i możliwe ze jest nadal.. nagle znika? W sumie chyba nie powinno mnie to dziwić po latach.. przeżywania ciągle tego samego od zera.. powinnam przywyknąć..
Chyba tkwiłam w śnie.. który zamienił się w koszmar, tyle ze tam nikt mnie nie szuka to nie jak gra w Silent Hilla.. tu nikt nie ryzykuje życiem by mnie odnależdz bo nawet nie próboje mnie szukać.
A koszmar dalej trwa i nie moge się z niego wybudzić.
Dzieje się to samo, niby na ogól się mówi, szukam romantyka.. faceta który bedzie w stanie zrobić dla mnie wszystko, bedzie przynosil kwiaty, mówił jak bardzo Kocha i spełniał wszystkie nawet najmniejsze zachcianki.. A co jezeli spotykamy kogoś własnie takiego ? Ale właśnie wtedy uświadamiamy sobie że nie tego szukamy, nie szukamy ideału.. ale kogoś kto po prostu bedzie, nie koniecznie z bukietem kwiatów ale moze tak po poprostu.. w bluzie z kaputerem w niebieskim kolorze i z gitarą na plecach.. bez czułych wyznać i innych słow bez pokrycia..
I nie bedzie dzwonił co chwile by mówic jaki piekny mam kolor oczu, ale moze zadzwoni tylko po to by powiedzieć, że zyje i po chwili ciszy po prostu się rozłączy, bez zbednych słow..
Nie chce czuć tego co czuje, nie chce znów wchodzić w coś co nie jest dla mnie.. a wiem że nie jest.
Wiem czego chce, wiem kogo chce.. ale to marzenia.. i chociaż proboje do nich dązyć.. to zbyt czesto potykam się i nie mogę powstać, bo sił mi brakuje.. bo poraz kolejny wykrecić numer i usłyszeć.. odzwonie a pożniej czekać na coś co się nie wydarzy..
A gorsze od fizycznego bólu są uczucia osamotnienia i strachu...