Pewne dni lepiej by odeszly w niepamiec. Pewne godziny lepiej by zostaly zapomniane. Nie pamietac twarzy, słów... dotyku.
Zapomniec o czyms co bylo przelomem, co powoli zaczelo wyniszczac mnie.
Nie pozwalalam na taki krok tak dlugo.. a tu co.. " przypadkowa" osoba... walczylam, psychicznie, fizycznie ale co z tego ? Nic, tyle dobrze ze to jedynie maly krok na przod... Bylam przerazona, jak nigdy wczesniej... bo coz moglam zrobic ? Nic...
I tu mial nademna wyzszosc.. silniejszy i pewny tego czego oczekuje...
" Nie" - nie ma zadnego znaczenia.
Nic sie wiekszego nie stalo, ale roztrzesienie i zlosc ( chyba najbardziej na sama siebie) ustepuje bardzo powoli...
Ale to juz ostatnia prosta, teraz juz nic sie nie stanie.. nie musze czuc zagrozenia. Mam taka nadzieje.
Mialam ochote plakac.. wtedy, ale nie umiem.. poraz kolejny po prostu nie potrafie..
Pozniej, nie umialam na niego spojrzec, najchetniej schowalabym sie pod lozkiem i nigdy juz nie wyszla.
Wiem, ze wtedy majac zly w oczach pomyslalam o Patryku.. i ze on nigdy nie dopuscil by do takiej sytuacji..,
Chcę wykrzyczeć cały ból i żal, ale brakuje mi oddechu.
Nie moge na siebie patrzec, czuje nadal jego rece.. jego pocalunki..jego oddech na mojej szyji.. to przeraza.
Czuje ze to obca mi osoba, z ktora nic mnie nie laczy..
Pozniej mocno mnie przytulil, powinnam poczuc sie bezpiecznie prawda? A czulam chec ucieczki..
I zapomnienia.
Balam sie, to byl czysty strach... przed nim ? Przed nieznanym ? Nie wiem moze przed jednym i drugim..
Nadal sie boje, nadal czuje sie nie pewnie..
A co gorsza.. jak jakas pierwsza lepsza, ktora kazdy moze miec... na wlasnosc.
Chcesz to zajrzyj na dno mego serca,
zobaczysz tamtych ludzi i te miejsca.
To koniec i nie ma juz nic.