Dzień, za dniem.. spotkanie z przyjaciólmi, wyjście z kolezanka, pare nie odebranych mailów, nie wysłanych smsów, nie wykonanych telefonów.. lekki zawias życiowy, życie z godziny na godzine nie z tygodnia na tydzień, badz z miesiaca na miesiąć. Chęć wyjazdu i zrobienia czego kolwiek co bedzie wyjatkowe w te wakacje.. ale raczej to nie mozliwe. Czasem pewne marzenia trzeba schować do pudełka i czekać az dojrzeją a z nimi pomarańcze...
No ale może obróce sie do tyłu i wróce do tego co za mną...
Wrocław.. ładne miasto, chyba nawet mogłabym tam studiować bo w sumie dlaczego nie ? Nie daleko, przyjemnie.. Pojechałam z dwoma intencjami, na miejscu zrodziły sie totalnie inne, a w sumie to na poczatku był strach, przerazenie, i w dniu wyjazdu cheć, nie wyjeżdzania nigdzie tylko pozostania w domu, w czterech ścianach samej, z ksiązka i gorąca czekolada. Życie pokazało mi oczywiście swój czarny scenariusz.. kilka godzin przed tym jak wsiadłam do pociągu. Kłotnia z Patrykiem.. a w sumie jego pretensje do mnie.. Bo nie ma efektów, wiec po co sie starac? A ja jestem jaka jestem.. i to mnie można powiedzieć " Zamyka" . Ale dużego wyboru nie miałam, a raczej tak wolałam wtedy myśleć, bo inaczej moglo sie to rzeczywiscie w ogole nie zaczać, Dojechalam i miałam ochote wracać, co to ma być? Smutek ? przecież to rekolekcje.. gdzie ja jestem.. ? Przez tyle czasu wmawiano mi że wiara jest radosna.. a Ci ludzie wyglądali jakby wrócili z pogrzebu.. nikt nie żartował, tylko stali badz siedzieli z posepnymi minami.. Animatorzy wygladali jakby byli tam za kare.. a co gorsza nikt im za to nie płaci.. I jak tu nie myslec o ucieczce z tamtąd?
A pożniej przestałam na to patrzeć, i próbowałam odnależdz SIEBIE, bo w końcu miałam okazje być sama z sobą, wiec czemu nie próbować. I to wywołalo jeszcze wieksze załamanie, bo jak tak człowiek zacznie sumować swoje życie, to może dojść do róznych wniosków.. Moje wydały sie dla mnie conajmniej dziwne.. I znów zaczełam zastanawiać sie kim jestem ? I kiedy w sumie jestem sobą? a to dość trudne do okreslenia..
To zabrzmi głupio ale czuje sie jak kilka osob w jednej.. miła, spokojna, perfekcjonistka, troskliwa, odczuwająca wewnetrzny bunt i rozerwanie, dążaca do niemozliwego, z niską samooceną, potrzebą drugiej osoby, samotniczka, zwariowana, cicha.. Wiec kim jestem ?
Noce były najgorsze, nie mogłam spać.. dużo myśli, pragnien, marzen które odganiały ode mnie sen.. A jedyną opcją zaśniecia było wyobrazenie sobie Jego.. ale to równało sie z zadaniem sobie ciosu.. i to bynajmniej nie bezbolesnego.
Przeżycia tego czasu nie wiazały sie tylko ze mną, ale z relacjami Ja=Ja, Ja= Bóg, Ja=człowiek, Ja=wszechświat, Cięzko rozpatrzeć wszystko w tych kategoriach.
Jednocześnie poszukiwałam swojego powołania.. no niestety nie udało sie bo nadal nie wiem.. ale z czasem moze? Dla mnie samej kluczowym momentem były przeprosiny.. Tak, własnie przeprosiny.. w przypadku jednej osoby to na pewno dużo dało, i pozwoliło mi to odczuc wewnetrzną radość, w przypadku drugiej raczej nic.. prócz wiekszego zamieszania w mojej glowie i sprzecznych uczuć co do tej osoby, a trzecia milczy.. To co na pewno moge zaliczyc do sukcesów to to że mam troche inne spojrzenie na siebie, patrze bardziej z dystansu, i czuje sie bardziej zmotywowana do wszystkiego, wierze że jezeli chce to moge.. Nie zawsz wszystko wyjdzie tak jakbym chciała, ale warto probować.
albo puść moja dłoń i odejdź
zetrzyj kurz z tej płyty…
wbijaj nóż
ale wiedz ,że dam rade się podnieść..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz