niedziela, 9 lutego 2014

z tysiąca przyczyn. z miliona powodów.

Strach przed stratą, czasem to ułamek sekundy, nie odpowiednie zachowanie, nie przemyślana decyzja..  to straszne jak czasem niewiele brakuje.. i myślisz sobie że więcej możesz już nic nie powiedzieć.. ani nie zobaczyć tej osoby.
Dziwne uczucie.. towarzyszyło chyba dłużej.. odkąd wsiedliśmy chyba tak, pomyślałam że pogoda jest beznadziejna.. i to niezbyt odpowiednia droga do jazdy, ale w sumie z Nim nic się nie stanie...

gdzieś, głęboko w środku, wszyscy potrafimy latać...

Uczucie nie znikało.. coś mówiło że jednak nie wszystko jest w porządku, odczuwanie nie codziennego lęku, obaw w sumie nie do końca na ten moment możliwych do uzasadnienia, ale obecnych, chociaż wypieranych przez podświadomość, zakrywanych duża ilością zaufania, która nie towarzyszy obecności każdej osoby. 
Moja część drogi się skończyła, pożegnanie.. nie chciałam by jechał, zawsze tak mam, zawsze mam ochotę go zatrzymać ale w tym momencie wyjątkowo. Dlaczego ?  
Nigdy wcześniej nie przyszło mi na myśl.. że może to ostatni raz? a wtedy przemkneło, ale zostały szybko odepchnięte tego typu myśli, a następnie karcąc się w myśli, że to brednie.. przecież będzie uważał i może posłucha wyjątkowo tego co słyszy za każdym razem gdy jedzie . " Uważaj, i proszę jedź powoli" Serce bijące dwa razy szybciej, skąd ten nie wytłumaczalny lęk ? zdezorientowanie? 
Rzucone zmów za mnie dziesiątkę... Nie uspokoiło, a wręcz pozwoliło, myślą na jeszcze więcej...
Autobus jakieś 5 minut, zamienionych kilka chwil rozmowy i kurczowo ściskany różaniec w dłoni..
Przystanek.. i nieme odmawianie różańca, skupienie aby tylko się nie pomylić..i myśli aby przeczucia tym razem znikneły.
Nie wiem czy do domu doszłam, czy dobiegłam.. zerkanie na telefon.. i ciągła modlitwa, nieme wołanie aby nic się nie stało..
Panika.. tak roztrzęsienie, teoretycznie bez powodu.. nie pamiętam kiedy ostatnio tak się czułam, martwiąc się o kogoś, Zawsze się martwię ale żeby aż tak..? Chyba nawet miałam ochotę się rozpłakać, nic nie pasowało.. to było takie dziwne, więc chwyciłam za telefon.. z nadzieją ze trochę się uspokoje... 
Średnio, nie dało to w zasadzie nic.. dalej nerwowe patrzenie na telefon...
Wreście! sms.. 
Tak, odetchnięcie z ulgą ale nie do końca...
Jak nigdy, spytanie czy wszystko ok... z myślami o drodze...
A jednak mój lęk był słuszny, ale na szczęscie skończyło się dobrze, chociaż nie do końca wytłumaczalnie... 





 zależy mi na nas, tak zwyczajnie, po ludzku, bardzo mi zależy.










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz